środa, 6 lutego 2013

Klęska ;)

Tak jednym słowem można określić moje dzisiejsze przygotowania do jutrzejszego dnia. Jak co roku od trzech lat chciałam zrobić faworki. I jak co roku bardzo mi się nie chciało, ale faworki uwielbiam i jakoś się zmusiłam. Co prawda późno, bo dopiero przed 20 i to chyba mnie zgubiło. Jakoś tak psychicznie się spieszyłam, coby nie sterczeć w fartuszku i za wałkiem w ręku do północy. I prawdopodobnie za mało czasu poświęciłam na dopieszczenie ciasta i jego schłodzenie w lodówce. Niestety, pośpiech jest złym doradcą, zwłaszcza wszystkich perfekcyjnych pań domu :) A, i jeszcze zapodziałam gdzieś przepis z którego zawsze korzystałam i z którego wychodziły idealnie! (w zeszłym roku nawet Babcia pochwaliła :D) A że nie korzystałam z niego często, bo tylko raz do roku, to ni hu hu nie pamiętałam proporcji, a składniki kojarzyłam jak przez mgłę. Google mnie zgubiły. Po krótkich poszukiwaniach i szybkiej selekcji padło na jeden przepis, który okazał się pechowy (tak, tak to wina przepisu, nie moich zdolności!). No i tak zamiast kruchych i pękatych faworków, których smak będzie za mną chodził przez cały rok, wyszedł jakiś płaski i suchy chrust, który będzie mi się śnił po nocach i wcale nie będą to przyjemne sny  :D Zatem jutro pobudka chwilę wcześniej i wizyta w piekarni - mam nadzieję, że przed 7 nie będzie jeszcze kolejek po pączki ;) Tak na marginesie dzisiaj dowiedziałam się zupełnie przypadkiem, że pewna piekarnia (jedna z większych w mojej okolicy) jutro w ogóle nie wypieka chleba i bułek, tylko pączki, pączki i jeszcze raz pączki...jakoś nigdy mi to przez głowę nie przeszło, ale co tam, jeden dzień w roku można zjeść świeże pączki na śniadanie zamiast bułek ;)
Męża wyprawiłam na 19 na imprezę firmową, więc znowu mam wolny wieczór. W ogóle ten tydzień to jakaś masakra - niedziela nocka, poniedziałek nocka, wtorek nocka, dzisiaj impreza, i znowu nocki aż do niedzieli. Już dawno nie było takiego nocnego maratonu, ale za to od 18 lutego do końca miesiąca ma wolne, więc będzie chwila na złapanie oddechu.
Dzień już jest taki długi! O 17.30 dzisiaj było jeszcze w miarę jasno i co najważniejsze rano jest już coraz szybciej widno.  Przed 7 już zaczyna się rozjaśniać, a dla mnie to wspaniała wiadomość, bo nienawidzę jeździć samochodem po ciemku, zwłaszcza po nieoświetlonych, zamiastowych drogach, których tutaj jest pod dostatkiem :) Prawie można by zaśpiewać: Rozpędzeni prosto w stronę słońca... :D

A tymczasem dobranoc - pączki na noc!

2 komentarze:

  1. Ja tak w tamtym roku postanowiłam upiec pączki - i wyszło mi ciasto zakalec i musiałam wywalić do kosza :P
    Ojjj tam, dzień coraz to dłuższy, aż przyjemniej się przez okno wygląda :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Pączki na śniadanie zamiast bułek :D Takie rzeczy tylko w tłusty czwartek :)

    OdpowiedzUsuń