wtorek, 8 lipca 2014

Kartka z kalendarza no.1

Ósmy lipiec. Dla niektórych dopiero, dla mnie już. Czas leci nieubłaganie, a we trójkę to już w ogóle gna do przodu.  Przecież  już połowa roku za nami. Zaraz skończą się wakacje, zaczną się chłodne wieczory i poranki, szybko będzie robić się ciemno, a później to już tylko czekać na Święta Bożego Narodzenia.
Za daleko w przyszłość wybiegam...
Póki co... ósmy lipiec, jakieś 30 stopni na dworze, burza w zasięgu wzroku i słuchu, zaraz dojdzie i do nas. Dziecko śpi od ponad dwóch godzin, pewnie zaraz się obudzi, wtedy kiedy ja akurat położyłabym się obok, żeby zdrzemnąć się na chwilę. Dlatego właśnie się nie kładę, poczekam do następnej - popołudniowej drzemki. Dwie cenne godziny, w których można zrobić wiele, choć to, co zostało zrobione i tak jest kroplą w morzu potrzeb, ale zawsze to coś. Już o parę rzeczy mniej na liście "TO DO", choć lista nadal dłuuuuuuga i nowe pozycje dochodzą.
Dwie godziny ciszy i spokoju i to uczucie, że już chcę, żeby się obudziła, że już tęsknię żeby zobaczyć ten bezcenny bezzębny uśmiech, kiedy otwieram drzwi i wchodzę do pokoju, w którym śpi, po tym jak usłyszę, że się obudziła.
Czekam więc, a razem ze mną garść dobroci prosto z drzewa.


P.S. Agato i Emilio, dziękuję za miłe słowa :)